– Poszłam z nim do szczepienia. Dostał kilka szczepionek w jednej. Przed wizytą był radosny, śmiał się, biegał, dużo mówił. Następnego dnia nie był już tym samym dzieckiem – mówi mama chłopca. – Rano usiadł przed telewizorem. Oglądał bajkę. Zawołałam go, ale jakby wcale nie słyszał. Mąż wrócił z pracy i zdecydowaliśmy, że trzeba poradzić się lekarza, bo widocznie mały ma coś nie tak ze słuchem.
Diagnoza była ciosem. Autyzm. Lekarze nie mieli wątpliwości. Powiedzieli tylko, że trzeba nastawić się na ciężką pracę z dzieckiem.
– Pierwsze dwa lata, to był koszmar – mówi mama Patryka. – Miałam dziecko, ale było nieobecne, jakby nie moje. Zazdrościłam innym, że ich małe bąbelki przychodzą do rodziców, całują ich, tulą i uśmiechają się na ich widok. My tego nie mieliśmy – tłumaczy.
Rodzice nie zawsze radzili sobie z problemem.
– Mąż wieczorami płakał. Tak bardzo chciał, aby Patryk wyzdrowiał. Chciał pograć z nim w piłkę, pobawić się, nauczyć tylu rzeczy. Być dla niego najlepszym ojcem na świecie. Patryk traktował nas jak każdego innego, obcego. Nie okazywał uczuć, a kiedy my wychodziliśmy z taką inicjatywą, wpadał w złość – opowiada kobieta.
Walka o zdrowie syna stała się dla rodziców celem w życiu. Pani Agnieszka każdego dnia odwiedzała stowarzyszenia, fundacje, ośrodki pomocy, aby dowiedzieć się jak najwięcej i znaleźć lekarzy, którzy specjalizują się w pracy z autystycznymi dziećmi. Ojciec zarabiał, aby utrzymać rodzinę. Wieczory były jedynym czasem, kiedy małżeństwo mogło spędzić go razem.
– Siadaliśmy obok siebie i opowiadaliśmy, co słychać – mówi pani Agnieszka. – Ja mówiłam o postępach Patrysia, bo były coraz większe, mąż doradzał, co można jeszcze zrobić. Mimo choroby wszystko zaczęło się układać.
Wtedy przyszedł kolejny cios od losu.
– Mąż wrócił z pracy i był opuchnięty – mówi mama Patryka. – To było 1,5 roku temu. Pojechał do lekarza. Następnego dnia dowiedział się, że niebawem umrze – dodaje.
Mężczyzna zachorował na białaczkę limfatyczną. Miał odmianę odporną na leki.
– To był koniec świata. Wszystko się zawaliło. Plany przestały mieć znaczenie, marzenia były nie do spełnienia. Stałam się wrakiem człowieka, jednak cały czas starałam się tego nie pokazywać – wspomina pani Agnieszka, zalewając się łzami.
40-latek leczył się w krakowskiej klinice. Na oddziale onkologii spędził kilka miesięcy.
– Codziennie dzwonił i opowiadał, kto z oddziału zmarł – wspomina Agnieszka. – Z każdym odejściem pacjenta chorego na raka mąż tracił nadzieję na wyzdrowienie. Raz powiedział, że dziś zmarła 19-letnia dziewczyna z sąsiedniego pokoju i skoro tacy młodzi odchodzą, to on nie ma tym bardziej szans. Tłumaczyłam, że to wariackie myślenie, że popada w paranoję i że niebawem wróci do nas i wyzdrowieje.
Po powrocie do domu męża, pani Agnieszka przejęła wszystkie obowiązki. Opiekowała się nim, robiła zastrzyki, gotowała. Troski wymagał także Patryk. Do tego trzeba było zapalić w piecu, wrzucić węgiel do piwnicy, ogród wykosić, zrobić zakupy i iść na pocztę. Nie narzekała. Dwa tygodnie przed śmiercią męża w domu zapanowała całkiem inna atmosfera.
– Mąż przeczuwał, że niebawem odejdzie. Przez kilka dni mówił tylko o Patryku, o tym, żebym walczyła o niego, gdyby jemu się coś stało, gdyby odszedł. Obiecałam, że zrobię dla naszego dziecka wszystko.
Mężczyzna zmarł w czerwcu w oświęcimskim szpitalu. Jego osłabiony organizm nie miał sił zwalczyć niegroźnego dla zdrowego człowieka zakażenia.
– Po śmierci, przez dwa miesiące byłam odcięta od świata. Miałam wrażenie, że umarłam razem z mężem. Każda myśl skierowana była w jego stronę. Miałam żal do świata, uczucie niesprawiedliwości, rozpaczy – mówi Agnieszka. – Ktoś, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć, jaki to ból. Po kilku dniach płacz nie pomaga... nic nie pomaga... Chce się zamknąć gdzieś w pokoju, otoczyć zdjęciami i wrócić do przeszłości. Niczego bardziej się nie chce i człowiek zaczyna wariować, skupiać się tylko na złych rzeczach – opowiada.
Ratunkiem dla pani Agnieszki był syn.
– Kiedyś sam przyszedł do mnie i przytulił. To była najpiękniejsza chwila. Pocałował mnie i powiedział: mama – mówi przez łzy kobieta. – Zrozumiałam, że jest dla mnie całym światem i muszę dotrzymać słowa mężowi i walczyć o niego.
Chłopiec nie wie, że nie zobaczy już nigdy swojego taty. Widać, że tęskni, ale mama stara się wynagrodzić mu cierpienie.
– Nie pracuję i każdą chwilę spędzam z Patrykiem. Chcę dać mu jak najwięcej miłości i ciepła, bo tylko ode mnie teraz może to dostać – dodaje.